Destruction(berdysz) vs Stormcast(wołek zbożowy) .
Tym razem krótki raport okraszony zdjęciami z „przyjacielskiej”potyczki na 2000 pkt. GH.
Muszę przyznać że to moje pierwsze takie starcie (tej wielkości) w AoS, a już na pewno pierwsze od czasu wypuszczenia „General’s Handbook”.
Nie zagrałem czystymi „Ironjawzami”, bo obecnie nie posiadam oddziałów które bym chciał w 2000-ej rozpisce wystawić, stąd mieszana armia. Mieszanie w AoS ma potencjał, w przeciwieństwie do niektórych, innych „sportów” :).
W mojej rozpisce się znalazły:
1.Bohaterowie:
Orruk Megaboss
Warchanter
Grot Moonclan Shaman
2. Battleline:
Moonclan grots x20 (3x sieciarze, i 1x fanatyk)
Moonclan grots x20 (3x sieciarze, i 1x fanatyk)
Ogry x 6
2. Potwory:
Aleguzzler Giant
3. Inne:
Orruk Brutes x 10
Ardboyz x10
Gore Gruntas x3
Mornfangs x2
Na bitwę, ku mojemu niezadowoleniu wylosowaliśmy „Places Of Power”. Punktują tylko bohaterowie, miałem 3-ech a przeciwnik 5-ciu. Za „objectivy” służyły nam wodoczne poniżej elfickie posągi.
Oto rozstawienia, Stromcast:
Brama na środku stołu została tam postawiona przez mojego przeciwnika. Miał ją w swojej rozpisce.
Destruction:
Oto mniej więcej przebieg bitwy…
Przeciwnik (Stromcast’ci) rozstawili się pierwsi i nie wiedzieć czemu nie oddali mi pierwszeństwa ruchu…
Spowodowało to, że już w pierwszej turze na wszystkich „objectivach” wylądowali bohaterzy „truposzów”. Po prawej duży smok, w środku mniejszy „smoczek” a na nim generał :), a po lewej jakaś aelficka czarodziejka. Dodatkowo przed linią moich brutów i ardboyzów zmaterializowała się „grupa truposzów”, zagradzając mi drogę. W fazie strzelania coś tam „pierdnęło”, błysnęło i pozabijało mi paru „chopaków”.
Generalnie moja prawa fanka ruszyła dosyć szybko do przodu. Zagrałem tutaj całkiem mądrze (jak na Orruka 😀 ). „Moonclan’y” wypchnąwszy do przodu swojego jedynego fanatyka zaszarżowały wielgachnego smoka. Gigant, w przebłyski geniuszu postanowił poczekać nieco z boku na rozwój sytuacji.
Smok kompletnie zignorował małe zielone ludziki, co przypłacił 7 ranami! Oczywiście chwilę później pożarł prawie wszystkich biedaków. To był jednak moment w którym do bójki wmieszał się gigant, epicką „grzywą” kończąc egzystencje „gwiezdnego jaszczura” i jego pysznego pana.
Na środku niestety dałem się przyblokować i walka tutaj nie szła najlepiej. Podczas gdy Ardboyzi atakowali zagradzający mi drogę odział „Stormcastów”, brutale powinni byli obejść ich i wspomóc moje odziały kawalerii. Taki miałem pomysł, ale później skusiłem się na atak i uwiązanie się tutaj miało, być może kluczowe znaczenie.
Kawalerii na lewej flance szło jeszcze gorzej. Ogry na „kotach” przeszły w pierwszej turze przez bramę i zaatakowały tych…no „stromcastów” z łukami :). Szło im tragicznie. W końcu jeden poległ a drugi uciekł. Gruntasom poszło niewiele lepiej, tyle tylko że udało im się ubić aelfią czarodziejkę…po dwóch turach walki :/.
Ogry na środku, w sumie dzielnie trzymały „Drakothy” i generała „Stromcastów, jednak w końcu wszystkie poległy. Dzielnie! No, po prawdzie ostatni uciekł :).
Wtedy praktycznie całość pozostałych sił „truposzów” ruszyła na moje centrum. Gigant jeszcze zdążył nadbiec i położyć trupem jednego z „Drakothów”. Sam niestety poległ wkrótce.
Na tym etapie gry już nie byłem w stanie wygrać. Miałem w posiadaniu tylko jeden „objectiv” i wynik był 5:1 na moją niekorzyść.
Przebrzydłe „truposze” znowu wyrzegrały.
Oto krajobraz po bitwie :
Podsumowując. Niezdecydowanie na środku było dużym błędem. Uwolnione „bruty” miały szansę ostro namieszać.
Z drugiej strony „buff” jaki posiadał mój przeciwnik (chyba z batalionu), który praktycznie przez całą grę powodował, że żaden z jego oddziałów nie musiał rzucać „battleshocka” było poważnym utrudnieniem dla „pracy moich chopaków”, że nie wspomnę ciągłych przerzutów na pancerz.
Dobrze się spisał „mały” szaman i jego czar, tragiczny „performance” kawalerii.
Ostatecznie bawiłem się wyśmienicie i rewanż wkrótce. Teraz kilka zdjęć z tej doniosłej bitwy:
Do następnego razu…